– Piszesz blog o rozwodzie, tak? – usłyszałam ostatnio. I zrobiło mi się dziwnie, ale tak bardziej skręciło to w stronę słowa ,,przykro”.
Rozwód to nie koniec świata i nie wałkuję tego w każdym wpisie, no chyba, że chodzi o dzieci w trakcie tego procesu, wtedy skrupułów nie mam i słów nie żałuję. Bo to jest ważny temat i trzeba o nim mówić. Więc będę. Ale blog o rozwodzie? Nie…
Myślałam nad tym przez chwilę. Czy chodzi o to, że o rozwodach mówi się mało, a jest to jednak bardzo duży problem i jedna z większych traum w życiu? Czy może dlatego, że o tym się głośno nie mówi, a ja powiedziałam. Bardzo wiele z Was znajduje Tekstualną właśnie po to, by poczytać o rozwodzie. Wiele z Was pisze do mnie wieczorami, gdy rozstanie za bardzo dokucza. Ale nawet wtedy nie czuję, że Tekstualna to blog o rozwodzie.
Droga Czytelniczko. Jeśli chcesz poczytać blog o rozwodzie, kto komu co zrobił, dlaczego i w ogóle o co poszło. To jedyne, co chcę Ci napisać, to kto komu zrobił coś dobrego do jedzenia, dlaczego uważam, że chcieć to móc, i w ogóle, o co chodzi z tym całym Mother-Life Balance.
Droga Czytelniczko. Jeśli mój blog Ci pomaga ogarnąć życie choć na sekundę – nawet tak, że czytasz mój post i na chwilę nie myślisz o tym, o czym nie chcesz myśleć. Jeśli nie masz się z kim podzielić tym, że Ci niewygodnie w życiu i czytając czasem Tekstualną myślisz sobie, że może wcale nie jest tak źle. Jeśli myślisz, że jesteś sama jedna i wszyscy na około Ciebie są szczęśliwi, a o Tobie urodzinowe życzenia zapomniały i czekasz na to ,,wszystkiego najlepszego” i czytasz, że ja też kiedyś czekałam i że się doczekałam i jest Ci po prostu trochę lżej. To tak – ten blog może być i o rozwodach. O czymkolwiek. O dupie Maryny, o teoriach spiskowych i czarnej dziurze. Ważne, że działa.
Tyle tytułem wstępu.
Teraz czas na weekend.
Miłego weekendu, Kobiety moje! <3